Świat sportu praktycznie każdego dnia torpedowany jest informacjami o przyłapaniu jakiegoś sportowca na dopingu. Ostatnimi czasy najgłośniej, niestety w negatywnym tego słowa znaczeniu, mówiono o ludziach sportu z Rosji. Specjalny raport ujawnił, że w ciągu ostatnich trzech lat podczas przygotowań do igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata czy Europy w różnych dziedzinach sportu, rosyjscy sportsmeni w prawie 95% korzystali z niedozwolonych środków. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że wyrażali zgodę na przeprowadzenie stosownych badań tylko w ośrodkach rosyjskich. Na dodatek o wszystkim wiedziały sportowe federacje rosyjskie i władze państwowe. Słowem – czempioni z Rosji byli nafaszerowani niedozwoloną chemią i…zdobywali medale. Co to wszystko ma wspólnego ze sportem? Oczywiście nic. Jak ma się do tego idea olimpizmu? Nijak. To dlaczego? Oczywiście przede wszystkim dla pokazania, że Rosja jest potęgą, przynajmniej w świecie sportu. Poza tym, dla sławy i pieniędzy. Czy sportowcy rosyjscy pojadą do Rio? O tym zdecydują federacje poszczególnych dyscyplin sportu, co wydaje się sprawiedliwą decyzją, głównie w stosunku do tych, którzy się nie faszerowali. A nam, zwykłym kibicom, przyjdzie się tylko zastanawiać, czy złoto w tyczce, pływaniu czy podnoszeniu ciężarów to zasługa sportowca czy…chemii…