Konie stajenne

Stajnia Ulmag istnieje od 1998 r. i od tego czasu przewinęły się przez nią dziesiątki koni. Niektóre z nich pozostały we wdzięcznej pamięci jeźdźców-weteranów, jak srokaty Manita zwany Mańkiem, koń-ideał, który ku powszechnemu żalowi musiał odejść na emeryturę z powodu choroby, albo Jacht Computerland, za którym do tej pory kilka osób wypłakuje sobie oczy. Inne pozostawiły za sobą wspomnienia typu „hard-core” – jak tarantowaty Rajd, który za cel swojego życia uznawał wypadanie raźnym galopem z hali kiedy tylko ktoś otworzył drzwi („bo to nie ma jak na Rajdzie”), albo Kora, która po mistrzowsku opanowała umiejętność kładzenia się na ziemi z kłusa.

Niełatwo jest dobrać wierzchowca do rekreacji – musi być cierpliwy, tolerancyjny i zdrowy.

Taki jak Absynt, zwany swojsko Apsikiem. Nie ma narowów, nie ma nałogów, nie ma zastrzeżeń, nie ma problemów, chętnie kłusuje i skacze, lubi galopować. Może nie jest specjalistą od wygięć i ustawienia na pomocach, ale za to wie co wskazówka a co drąg. A to się liczy, i to bardzo. Apsik od lat należy do stałej stajennej ekipy – to znaczy, że nikt nie potrafi sobie wyobrazić stajni bez niego.

 

Podobne zaufanie i sympatię wzbudza pięknie prezentująca się para fiordów – Bajer i Serafin, dla przyjaciół Serek. Fiord jaki jest każdy widzi… ale nasze „twardziele” spokojnie wykonują swoją pracę, pod dobrymi jeźdźcami zdobywają się na całkiem spory wysiłek, a dla tych mniej wprawnych są po prostu pewnymi, spokojnymi wierzchowcami. Wiele osób wcale nie ma ochoty przesiadać się z ich gościnnych grzbietów na większe wierzchowce.

 

Takie na przykład jak Tajfun i Hajduk, których zwolennicy wolą oglądać świat z większej wysokości i przemierzać czworobok w szybszym tempie niż na fiordach. Tajfun zbiera pochwały za wyrozumiałość i zrównoważony charakter, a Hajduk za wspaniały galop i niedawno odkryty talent skokowy. Obydwa są miłe w obejściu i chętne do pracy.

 

Tak jak Gonzo, który dużo umie i potrzebuje tylko dobrego jeźdźca, żeby się popisać. Bardzo dobrze radzi sobie na czworoboku, z przeszkodami też jest za pan brat. A po jeździe, stale dopomina się o pieszczoty i uwagę. Oczywiście, jego miłośniczki są z tego powodu wniebowzięte i Gonzo zawsze może liczyć na dodatkowe marchewki, głaskanko i drapanko.

 

Ale Gonzo to jeszcze nic… przy Heronie, który ma za sobą prawdziwy trening ujeżdżeniowy pod prawdziwą zawodniczką, która przekazała go naszej stajni, mając nadzieję, że znajdzie tu dom i dobre warunki bytowe, a przy tym będzie choć trochę pracował. Tak się rzeczywiście stało, Heron jest lubiany i szanowany, a kiedy znajdzie jeźdźca, który dorówna mu umiejętnościami, w dalszym ciągu potrafi błysnąć pięknym chodem i prezencją. Cieszy się powszechną sympatią również za swój przyjemny charakter i dobre maniery, dzięki którym opieka nad nim jest przyjemnością.

Podobnie zresztą jak Kaja – krzyżówka konika polskiego z arabem, która – jak na przedstawicielkę obu tych ras przystało – uczy swoich jeźdźców zdecydowania, przewidywania i cierpliwości. Kaja, choć szybka i wymagająca, wyróżnia się miękkim chodem i jest doskonałym koniem przejściowym dla tych, którzy wkrótce zaczną wdrapywać się na wyższe wierzchowce.

 

Całkiem niedawno do stajennych koni dołączył złocisty kasztan Bej, którego arabska uroda niejednej amazonce zawróciła w głowie. Wszyscy podziwiają jego prezencję i typowe arabskie galopy oraz zachwycają się anielskim charakterem pod siodłem. Bez siodła zresztą też…