Nawet nie zastanawiałam się, dokąd jadę. Autobus stał na płycie dworca, nie popatrzyłam na tabliczkę. Bilet kupiłam, rzucając w przestrzeń „jeden do końca” i nie oglądałam go później. Schowałam do torebki i zajęłam miejsce. Powoli zaczynałam rozumieć, co się stało.
Tak, teraz taka eskapistyczna turystyka miała chyba największe szanse powodzenia. Przy tak chaotycznym wyjeździe mogę mieć nadzieję, że nikt nie pojedzie moim śladem, bo po prostu śladów nie będzie. Pomyślałam, że jak dojadę do celu, to wyszukam sobie jakąś małą miejscowość i tam pojadę. Zaszyję się w lesie albo zrobię coś podobnego. Na pewno będzie tam jakaś agroturystyka, z której usług będę mogła skorzystać. Poradzę sobie, może sytuacja, w jakiej się znajduję, jest trudna, ale muszę wziąć się w garść i działać.